W polskich miastach nie ma dróg rowerowych, mimo że przy odrobinie dobrej woli możnaby je wyznaczyć choćby na chodnikach. Wzdłuż polskich dróg krajowych nie ma ścieżek rowerowych, mimo że ich budowa, choćby tyko z szutru, nie nastręcza większych trudności i wymaga raczej dobrej woli niż wielkich pieniędzy. Takie sieci ścieżek, oczywiście już dobrej jakości, zaczynają się zaraz za polską granicą na Odrze i Nysie. Czemu nie ma ich w Polsce, choćby nawet tylko ze żwiru, wszak jesteśmy niby biedniejszym krajem?
Należy dążyć do zmiany tej sytuacji. Przecież za bezpieczeństwo ruchu drogowego odpowiada zarządca drogi. I powinien rzeczywiście za to bezpieczeństwo odpowiadać. Jeśli na danej drodze poniesie śmierć rowerzysta, to pierwsze pytanie powinni zadać dziennikarze właśnie zarządzającemu daną drogą.
Przecież nie ulega wątpliwości i jest absolutnie ewidentne dla obserwatora postronnego, iż to właśnie ruch samochodowy stwarza największe zagrożenie dla innych użytkowników dróg, i efektem działań mających na celu uniknięcie śmierci na drogach winno być bezwzględne rozdzielenie podróżujących rowerem od reszty ruchu. Tak też jest w większości krajów rozwiniętych, gdzie rzadkością są miasta pozbawione sieci ścieżek rowerowych lub ruchliwe szosy bez równoległej drogi rowerowej.
Powiedzmy sobie szczerze: to, w jaki sposób kształtowana jest polska polityka transportowa, i jak odpowiedzialne za to władze dbają o bezpieczeństwo użytkowników dróg, jest świadomym morderstwem, dokonywanym na zupełnie przypadkowych osobach. Ale przecież morderstwem, zaplanowanym ze statystyczną i nieuchronną dokładnością 1 ofiary na ileśtam pojazdokilometrów.
Załączam opis śmierci rowerzysty. Jednej z wielu jej podobnych:
„Niestety, będzie rozwlekle… Ale krótko się tego nie da opisać…
To było po południu jakoś tak… Centrum Warszawy to nie jest, tylko
rogatki… Niedaleko rogatek, skrzyżowanie Górczewskiej z Lazurową…
Duży ruch, samochodów jeszcze więcej i mnóstwo tirów i ciężarowych,
pchających się jako zaopatrzenie dla pobliskich marketów…
Jak to widzę oczymi wyobraźni, to jakbym każdą klatkę z osobna oglądał…
Ale może po kolei…
Zaczęło się od samych świateł. Podjeżdżający do skrzyżowania z kierunku
Warszawy rowerzysta, zatrzymał się na światłach, potem przejechał przed
samochody… Zabłysło zIelone, wszyscy ruszyli, rowerzysta zjechał na
Prawą stronę, blisko pasa… Widziałem go z daleka, z balkonu swojego
mieszkania jak jedzie… Nawet dobrze mu szło, pomimo wiatru
przeciwnego… Samochody go mijały początkowo wolno, potem na zakręcie
neico szybciej… W pewnej chwili dogonił rowerzystę tir, wcześniej
skręcający z Lazurowej w Górczewską… Widziałem, jak przyspiesza przy
rowerzyście, będzie wyprzedzał… Chyba… Na zakręcie nie może… Więc
zaraz za… Zakręt już za nimi… Rowerzysta trzyma się skrajnego
białego pasa jak blisko może…. Jednak z naprzeciwka jadą inne
samochody… W pewnej chwili widzę, że rowerzysta unosi rękę i coś macha
do kierowcy tira…. Który przyspiesza…. Widzę, że wyprzedza, ale
blisko… Za blisko… Z naprzeciwka przejeżdżają dwa samochody, w
czasie, keidy rowerzysta niknie mi z oczu za tirem… Tir już
wyprzedził… Ale… Przez moment jedzie prosto, nagle widzę, że naczepa
jakby skoczyła…
Zamieram.
Szybko przesuwam lornetkę… Za naczepą, która szybko pomyka dalej,
widzę, że coś wyleciało, jakby spod kół… Nie widzę co… Tylko to, że
tir zaczyna hamować i zjeżdżą na pobocze i…. Ta…. Ta… Maź…
W pierwszej chwili nie wierzę w to co widzę… Odrywam
lornetkę od oczu… Znów patrzę w nią… I faktycznie, to chyba jest…
Ale nie, niemożliwe…. Tyle razy mnie mijali o kilka centymetrów…!
uciekałęm i ja przed tirami na pobocze… Nie, to niemożliwe!
Winda…
Potem pamiętam jak biegłem w kierunku skrzyżowania… Od miejsca
wypadku, dzieliło mnie z kilkaset metrów, i nie wiem jak to zrobiłem…
Ale dotarłem tam…
I pierwsze co zobaczyłem to tego tira… Otwarte drzwi do szoferki,
kierowca, jakiś młody gostek, który krzyczy coś… Nie… Ryczy? Wyje?
Tuż przy końcu naczepy… I pada na kolana… Przed kołami swojej
naczepy… Od razu, z daleka widzę ten ślad… Czerwono czarny, ciągnący
się po jezdni, od kół naczepy do tyłu… I tam dalej… Rower… Nie…
Resztki, czegoś metalowego… Poskręcane żelastwo… I coś na nim
jakby… zaciśnięte… resztki ciała na rączkach?
Ten widok… Przymykam oczy i powoli dochodzę… Już są gapie…
Opowiadają sobie co widzieli… jakaś baba z drugą krzyczą na tego
kierowcę tira… Ten wyrywa się jakiejś babie, krzyczy, że rowerzysta mu
wjechał pod koła, ze wyjechał z bocznej uliczki nagle… Słyszę sygnał
policji… Tak szybko? Ale jest… Podjeżdżają… Odwracam głowę… W
tle za kierowcą, widzę te zazwyczaj czarne olbrzymie opony… Ale tym
razem, są jakby czerwono brunatne… Robię kilka kroków w kierunku
naczepy… Widzę coś na nich.
Resztki ludzkiego ciała.
Słyszę z asobą już policjanta… Odganiają ludzi od miejsca wypadku… Z
boku pojawia się drugi radiowóz… Muszę odejść… Widzę jeszcze raz
tego kierowcę… Zapłakany, czerwony na twarzy… Coś tłumaczy
policjantowi, który go prowadzi do radiowozu…
Nie wiem co było dalej (praca), ale tir stał do wieczora na poboczu…
Może powinienem napisać to wcześniej, ale nie wiedziałem jak to
sformułować… Nie wiem, czy udało mi się dobrze odzwierciedlić ten
widok tego co się stało z tym rowerzystą i w jaki sposób…
wg pl.rec.rowery, 21 lipca 2005, 23:09:31