0 Comments
Zielona Góra ma coś czego nie ma w wielu polskich miastach: wzgórza, różnice wysokości sprawiające że można tu uprawiać wiele sportów. Freeride, downhill. Jest grupka osób które korzystają za tych dobrodziejstw natury i skaczą na specjalnych rowerach z dropów na zbudowanych przez siebie trasach do freeride’u czy downhillu. Ba, są nawet motokrossowcy w tym Darek Kłopot który jako pierwszy w Polsce dokonał backflipa, salta do tyłu na motorze. Ale nawet oni swoje tory do treningów mają kilkanaście kilometrów poza miastem.
Młode środowisko sportowe nie jest tu stałe: nastolatki dorastając uprawiają tu różne sporty ekstremalne, po czym wynoszą się już na studia. Tak powstała trasa do dirtu koło cegielni której nikt poza kilkoma profesjonalnymi rider’ami w Polsce i jednym miejscowym nie jest w stanie pokonać. Są głęboko ukryte trasy downhillowe, pełne skoczni i dropów, znane tylko ich użytkownikom. Ale to wszystko nieformalne, nielegalne, choć w innych miastach są legalne bikeparki wyposażone nawet w wyciągi na które można wsiąść z rowerem.
Tymczasem nawet kilku tutejszych mountainboardzistów nie ma gdzie jeździć, ze swoimi mountainboardami jeżdżą do innych miast, choć jedyne co potrzebują to równy pokryty darnią stok. Na komunalnym stoku, Górze Tatrzańskiej są dziś jedynie wielkie wądoły pozostałe po deszczach. Efekt własności państwowej?
Nie odkrywamy naszych „górskich” aspektów, naszego górskiego, albo choćby tylko pagórkowatego ducha. Typowi spacerowicze docierają najwyżej kilometr, dwa w głąb naszych wzgórz, a o większości atrakcji nawet chyba nie wiedzą. Ostatnio wieczorem zabrałem znajomych sportowców przybyłych na warsztaty wieczorem na Wzgórze Winne. Widok który z niego się roztacza jest naprawdę wspaniały, nie ma takiego w większości polskich miast. Palmiarnia? No cóż, zamknięto ją tego wieczoru na czyjeś wesele chyba. Zresztą w środku ledwie kilka procent tego co w innych palmiarniach kraju. Mamy ok. 200 taksonów tropikalnej roślinności, inne palmiarnie po kilka tysięcy. Ot, taka palmiarnia z nazwy, ale ileż kosztowała …
Szkoda, że nie ma już czynnych wież widokowych na które możnaby się wspiąć i pokazać innym osobom piękne widoki (a były dwie). Na Górze Braniborskiej dawna wieża widokowa jest dziś zajęta teleskopem, natomiast nowa wieża widokowa mogłaby powstać przy okazji budowy wieży kościoła jaki tam powstaje albo bloku mieszkalnego w miejscu supermarketu. Warto naprawdę pomyśleć nad jakąś atrakcją turystyczną w tym miejscu, w rodzaju planetarium jakie ongiś chciano tu zbudować. W Toruniu na takowe przerobiono w 1994 roku owalny budynek miejskiej gazowni. Dziś może atrakcją byłoby kino typu Imax, wyświetlające specjalne trójwymiarowe filmy na wklęsłym ekranie wewnątrz półokrągłej kopuły znanej z planetariów, których kilka jest w Polsce. Pomarzyć można, jak na razie miejsce to odpycha.
Inne miłe miejsca, takie jak Wzgórze Jagodowe, także są zapomniane jaki punkt widokowy. Wieża Bismarcka na Górze Wilkanowskiej jest nieczynna od lat. Dookoła trwają wycinki drzew, o czym z oburzeniem donoszę od ponad roku. Lasy porastające te wzgórza traktowane są jako gospodarcze. Leśnicy wycinają mi się bardzo podobające różnorodne gatunkowo poszycie leśne pomiędzy Górą Wilkanowską a granicą miasta. Nie od dziś wiadomo że ich ideą są lasy monogatunkowe, a drzewa które nam się podobają i urozmaicają nasze lasy, dla nich mogą być bezwartościowymi chwastami. Interesy są rozbieżne, a władze chowają głowę w piasek.
Fot. Wąwóz przy ul. Akademickiej
By admin